4 stycznia 2010
Szliśmy wzdłuż muru pokrytego graffiti. Przy jednym z zakoli muru spotkaliśmy kobietę o zaczesanych do tyłu, ciasno związanych włosach i pełnym determinacji, inteligentnym spojrzeniu. Szła do miasta, z konieczności nadkładając drogi. Zapytałem ją, co jest za murem, próbując zgadnąć, że może Grób Racheli.
– Nie, to nie tutaj. W tym miejscu jest parking.
A więc zrobili tutaj zakręt, żeby stworzyć pobożnym Żydom miejsce do parkowania.
– Tam dalej jest nasz dom – powiedziała kobieta po chwili. Mieścił się on w zatoczce otoczonej murem z trzech stron. – Mieliśmy przy drodze cztery sklepy, teraz wszystkie są zamknięte.
– Nie myślała pani, żeby dochodzić swoich praw w sądzie? – zapytałem.
– Próbowaliśmy, ale oni nawet nie chcieli nas słuchać. Wzięliśmy prawnika, ale nic z tego nie wyszło. Nikt się nami nie przejmuje. Straciliśmy interes, dzieci nie rozwijają się normalnie. Proszę sobie wyobrazić, jak to jest: budzić się i codziennie rano widzieć przed sobą mur. Straciły szczęśliwe dzieciństwo. To zahamowało ich rozwój. Ale co to kogo obchodzi? Nikt o nas nie myśli. Tak już jest. Zrujnowano nam życie.
Podeszliśmy do jej domu. Na drzwiach wejściowych wisiał bożonarodzeniowy wieniec oraz napis „Wesołych Świąt!” – trafiające w próżnię życzenia, których nie czytał ani nie widział żaden przechodzień. Ich dom od zawsze stał przy ruchliwej głównej ulicy, a turyści zatrzymywali się i kupowali pamiątki w sklepikach pod ich mieszkaniem. Teraz, podobnie jak reszta miasta, ulica została skazana na niebyt, odizolowana, ukarana, schowana głęboko w czymś w rodzaju zagrody otoczonej z trzech stron olbrzymim betonowym murem, osamotniona i wyludniona. Zastanawiałem się, kto odpowiada za planowany przebieg muru. Wybudowanie tych wszystkich zakrętów musiało kosztować nieporównywalnie więcej niż przeprowadzenie muru w linii prostej. Z pewnością producenci betonu, importerzy stali, firmy budowlane rywalizujące o dochodowe kontrakty oraz ci skorzy do położenia ręki na palestyńskiej ziemi zagarniętej na stronę izraelską, musieli pociągnąć za odpowiednie sznurki. Nic dziwnego, że Izraelczykom nie wolno przechodzić na naszą stronę muru. Jakże byłoby im wstyd, gdyby widzieli, co się wyprawia z ich sąsiadami w ich imieniu. [...]
1 grudnia 2010
Z dokumentów ujawnionych niedawno przez WikiLeaks wynika, że Izrael chciał przejęcia władzy w Gazie przez Hamas, by móc toczyć wojnę ze Strefą Gazy jako wrogim państwem. Dokładnie tak się stało.
Grupa odważnych i uczciwych byłych izraelskich żołnierzy utworzyła organizację o nazwie „Przełamać Milczenie”. Publikuje ona świadectwa, w których jej członkowie ujawniają, do czego byli zmuszani w trakcie służby wojskowej. W jednej z takich relacji żołnierz opisuje, jak zmusił elegancko ubranego mężczyznę do opuszczenia samochodu w deszczu, by go w ten sposób upokorzyć, i jak wielki ubaw mieli z tego jego koledzy żołnierze, gdyż do tamtej pory zachowywał się wobec Palestyńczyków życzliwie. Było to niczym obrzęd inicjacyjny, którego tamten żołnierz zdawał się później żałować. Może to ja byłem tym Palestyńczykiem.
* * *
Izrael uporczywie odmawia zatrzymania ekspansji swoich osiedli. Jak to możliwe, że czekamy na wiadomość, czy izraelski rząd zaakceptuje wstrzymanie na kolejne dwa miesiące budowy osiedli, gdy „wstrzymanie” nie oznacza tego, co zwykliśmy rozumieć pod tym pojęciem? Jak to możliwe, że dziś, sto lat po Deklaracji Balfoura, kiedy zostało nam raptem 27 procent pierwotnego obszaru Palestyny, musimy żebrać o to, żeby Izrael zaprzestał gwałcenia prawa międzynarodowego przez budowę kolejnych osiedli na naszej ziemi, w czasie gdy próbujemy wynegocjować zakończenie konfliktu?